PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=837886}
6,1 3 828
ocen
6,1 10 1 3828
6,5 19
ocen krytyków
Lux Æterna
powrót do forum filmu Lux Æterna

re:mini.scencje

ocenił(a) film na 10

oko patrzy na chaos z wnętrza grobu.. podczas gdy platformy rosną w siłę, a seriali przybywa, monsieur gaspar z uporem maniaka rozciąga i przekracza kolejne granice poszerzając sposób myślenia o naszej ex muzie..

nie niszczy reguł, raczej tworzy własne, traumatyzuje aktora by wydobyć z niego prawdę, to jest ruch i odpocznienie, film und making of z niego wymięszane i idące naraz zaraz całe razem wszystkie oba obok siebie jednocześnie, ironiczny list miłosny w myśl zasady - team work makes a dream work - ten kolektywny chaos który w żadnym wypadku nie przekłada się na pracę w zespole jako iż każda mała cząstka tej wielkiej układanki zaraz runie ciągnąc każda w swoją tylko stronę.. iście wspaniały efekt pięciodniowej improwizacji bezpośrednio na planie, żart, happening, transgresja, klaustrofobia, psychodelia, hipnoza, histeria, hipnagogia, po prostu kino w stanie czystym przeżywane jako żywe doświadczenie..

zaś w warstwie anegdotycznej: straszliwe skutki awarii planu zdjęciowego pewnego eksperymentalnego filmu fabularnego, znanej już z Climax utraty poczucia kontroli oraz wykorzystywania patriarchalnej dominacji opartej na sile, strachu, władzy i kłamstwie w której aktorka, jak ta cheerleaderka (pardon, kobieta tańcząca!), albo czarownica (pardon, kobieta czarowna!) alias wiedźma (pardon, kobieta wiedząca!) zmuszona jest poświęcać co ma najcenniejsze, bezpowrotnie utracone elementy siebie..

nadto hołd dla personalnych mistrzów kina i pisanie jego historii od nowa, trailer arcydzieła, Living In Oblivion w wersji hard - forget the hollywood, let's make a movie about making a movie, jack! - po obejrzeniu którego od razu ma się ochotę zerwać umowę i zrezygnować z płacenia abonamentu każdej cyfrowej platformie filmowej i z miejsca przerzucić się na ubuweb..

tak, zaś ostatnia odsłona tego skromnego arcydzieła zalewająca widza wiekuistym światłem, ach.. ta jest jak Flicker tony'ego conrada rozciągnięty do potęgi na dziesięć minut wybitnie stroboskopowego migotania - graficzny odpowiednik zapowiedzianej w prologu cytatem z dostojewskiego końcowej fazy ataku epileptycznego - wywołuje duchy jordana belsona, stana brakhage'a, paula sharitsa, jonasa mekasa, hollisa framptona - wrzeszczy i wieszczy chaos wszelkiej formy, omijając umysł trafia od razu do serca, poprzez oczy, do rdzenia, tam gdzie powinna, tam gdzie trafiali tylko wielcy, w sam środek pozafilmowego doświadczenia

ocenił(a) film na 3
Westernik

Chyba dałeś się ponieść instynktom bo miejscami odleciałeś, choć warto docenić twórczą potencję. Najgorsze że nie można rozmawiać o takim punkcie widzenia (a tym bardziej jego następstwach czyli treści twojego wpisu) gdy wychodzi się od prostego założenia awangarda jest sztuką i jej kontynuacją.


Najsmutniejsze iż sam zauważasz tu jakąś transgresję oraz jakim mistrzom kłania się Gaspar a to całe "przebodźcowanie", "zezwierzęcenie" jest Ci w smak.
Jeśli kora orbitofrontalna nie została aktywowana to nie ma mowy o pięknie a pytania o prawdę i jakość tej produkcji stają się bezzasadne.

PS:Frazes o sercu nie przystaje do reszty.

Westernik

mam wrażenie, że Pański komentarz jest ciekawszy iż opis i zwiastun filmu, czysta poezja chaosu od homo sapiens - jak są jakieś popełnione dzieła, to ja z chęcią przeczytam, to lepsze niż Ezra Pound. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
Mei_xingqu

ps. jeszcze do mei, widzę że napisałeś jeszcze na innym forum gdzie indziej, a zatem tam ci odpowiem, w każdym razie ustawienie tekstu w sąsiedztwie opisu i zwiastunu filmu wydaje mi się bardzo celne i trafione, bo tym to właśnie w zamierzeniu było: plakatem, trailerem, zgoła darmową kampanią reklamową i niewiele więcej. a że reklama jaka jest każdy widzi - nieraz trochę oszukuje, czegoś nie powie, cośtam nagnie, gdzieś wyolbrzymi.. ważne by produkt nie był niemoralny, a film noego na pewno nie jest taki - ostatecznie rzecz na pewno na najwyższą notę nie zasługuje, ale też najwyższa nota sprawi, że do większej ilości widzów trafi, a zmierzyć się z tym na pewno warto, bo kino to zaiste jakiego świat nie widzi..

ocenił(a) film na 10
Westernik

sorki za niewielkie opóźnienie, chłopaki, z niejasnych, bliżej niesprecyzowanych powodów filmweb postanowił przesyłać mi powiadomienia do ofert..

poppintomie, no jasne, przyjacielu, nawet nie będę tego mojego tam powyżej wypoconego czytał, że dałem się ponieść - wierzę ci na słowo. moją intencją wszak, zważ, nie było zapraszanie do dyskusji kogokolwiek - choć intencja taka przyświeca mi czasem, owszem, przyznaję, ale nie tym razem - jedynie darmowa, zgoła bezinteresowna kampania reklamowa, spontaniczne zdanie relacji, bowiem z chwilą kiedy to pisałem żadnej innej na forum nie było, a film miał zaledwie czterech oceniających i średnią trzy przecinek zero (teraz jest o wiele lepiej pod tym względem). a więc dałem się ponieść, wierzę ci na słowo. czyli - jakby to powiedziała maszyna do dziecka - pełna zgoda i no problemo!

zresztą to "danie się ponieść" jest poniekąd zamierzone, do pewnego stopnia oddaje ów chaos o którym mei_xingqu wsomina, czyli ducha samego filmu - o tyle o ile za pomocą słowa oddać można obraz - przynajmniej w moich intencjach i mniemaniu.. jeśli to nie zadziałało - widocznie poniosłem narracyjną porażkę, zapewne się nie udało. więc cóż, jedynie przeprosić mogę, a za docenienie i skarcenie grzecznie i pokornie podziękować: przepraszam i dziękuję (również mei_xingqu, choć wyczuwam tu sporo ironii, innemi słowy musisz chyba kręcić jakąś beczkę z tego, ale tym potem się zajmiemy;).

odnosząc się do tematu serca - nie ja jestem autorem tych słów, to z pieśni kabira, ja je tylko splądrowałem sobie, ukradłem w sposób chamski i bezczelny, wybacz, czasem trudno upilnować własne skojarzenia.. na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie, iż pozwoliłem sobie, bo tak zwane prawa autorskie wygasły około pięćset lat temu. stąd też ewentualne pretensje natury laryngologicznej należy kierować na ręce spadkobierców poety lub ewentualnie jego menadżera, przyjaciół i rodziny.. z kolei ich pełna wersja brzmi:

moja pieśń przejdzie przez tysiące uszu nim trafi do jednego serca.

ta z kolei fraza wciąż pozostaje aktualna, frazesem jest wyłącznie dla tych, którym dana rzecz do serca nie trafia.

dla przykładu: lubię dać się ponieść obrazom noego - jak i większości filmowców wymienionych wyżej, których wyłowienie nie jest znowu tak skomplikowaną sprawą, skoro połowa z nich zostaje wymieniona na napisach końcowych - lubię, bo są one zaiste jakich świat nie widzi (a przynajmniej ten nasz mały, zgoła wyeksploatowany już chyba doszczętnie półświatek kinematograficzny - mam na myśli mainstream). a potem, niejako tą siłą odśrodkową, tym dzikim entuzjazmem wynikającym z owego pierwszego kontaktu z nimi powodowany daje się ponieść: słowom, myślom, skojarzeniom. potem, po drugim, po trzecim seansie, ten entuzjazm siada, spada czasem radykalnie, ale oceny już nie zmieniam, niechaj zostanie jako świadectwo tego pierwszego kontaktu właśnie, który - choć z istoty swojej ograniczony - właśnie cenię sobie najbardziej.
z kolei chodząc do kina z dziećmi na współczesne animacje, strasznie głośne i ruchliwe przy tym - właśnie przebodźcowane jak piszesz - kapituluję po pół godzinie, zrazu ziewam, zasypiam, wyłączam się w połowie, odlatuje w złą stronę stając się warzywem. jednak potem, w rozmowie z jednym bądź drugim siusiumajtkiem takim zauważam, że on cośtam z tego jednak wynosi, że przeżywa, że rozumie. przeto do jego serca trafia i przecież nie będę mu z tego powodu robił wyrzutu, że do mojego nie, że ja mam od tego powieki zgoła ciężkie, leniwe i cokolwiek podtłuściałe, których nie sposób dźwigać. mnogość wrażeń we współczesnych animacjach mieniących się i otumaniających działa na mnie letargicznie podczas gdy po projekcji filmu noego siedzę sobie jeszcze w ciszy przez półtorej godziny rozpływając się w ekstazie własnego istnienia, jednocześnie bojąc się otworzyć oczy, bo minie. przy tego rodzaju właśnie wybitnie pozafilmowym doświadczeniu - niejako ekwiwalencie doświadczenia popsychodelicznego - ciężko jest mi się odnieść, w ogóle podnieść ów koncept frazesu albo braku piękna. trochę się tutaj porywasz z motyką na słońce, bo przecież ja o wiele lepiej wiem niż ty co ja tam przeżywam sobie, co myślę, co czuję, w czym tonę. i żaden z przymiotników ni przytyków tego nie zakwestionuje. choćby dlatego, że one nadchodzą później, a doświadczenie już się odbyło.

piękna, którego koncept podnosisz nie ma w filmie, w żadnym filmie, bo gdyby było każdy reagowałby na film tak samo. choć były i takie próby, owszem, choćby w eksperymentach dźwiękowych, na polu muzycznym, przenoszone z reguł matematycznych, różni dwudziestowieczni magowie się tym zajmowali, ale nie idźmy już w te rejony, zostawmy fragmenty nieznanych pouczeń w spokoju.. piękno to zawieszenie świata i zatrzymanie czasu, w moim mniemaniu tego rodzaju doświadczenie pozafilmowe (czy, jak chcesz, pozazmysłowe, pozaumysłowe, mniejsza o nazwy, po co kłócić się o słowa) to właśnie jest piękno, a na pewno jakiś jego zaczątek.. ale piękna tego rodzaju trudno jest doświadczyć w oparciu o dzieło sztuki filmowej, w zasadzie, co do mnie, że sobie pozwolę, to czegoś takiego doświadczałem ostatnio właściwie wyłącznie na i po filmach jonasa mekasa, ciekawych o tyle, iż stoją niejako na przeciwległym biegunie filmów noego proponując tripy, które bardzo organicznej, kontemplacyjnej, zgoła medytacyjnej są natury, z owymi koronami sięgającymi gwiazd, ale korzeniami zanurzonymi głęboko w ziemi. nie ma w nich stroboskopu, ale trawa się zieleni, jest słońce, są przyjaciele i poetycki komentarz odautorski - i tyle, ale to wystarczy.

więc to banał, ale się sprawdzi: odbiór dzieła sztuki, podobnie jak duchowość, jak piękno albo sposób dochodzenia do pewnych prawd ogólnych, jest sprawą indywidualną, wypadkową własnego doświadczenia. a już tym bardziej, jeśli to jest operowanie estetyką, która jest - ni mniej, nie więcej - ekwiwalentem doświadczenia psychodelicznego.

by the way - wywołany do tablicy stawiam tezę, iż film ten będzie ostatnim operującym tego typu estetyką w dorobku reżysera, a przynajmniej zwiastującym przerwę, że historia w tej materii zatoczyła koło, że po dwudziestu latach wszystko powróci niejako do ustawień fabrycznych tylko po to, aby zacząć się na nowo. bo też, nie oszukujmy się, ileż można - trawestując zwane opiowraki raperstwa stojącego w niejakiej w opozycji do taniego rapesiarstwa, którego jest pełno - z tego haju trzeba w końcu zejść, prosto i o własnych siłach.

w tym kontekście wielkim wybuchem tego rodzaju estetyki jest krótka scenka migająca z końcówki Nieodwracalnego z 2002, kiedy kamera wchodzi w obraz oddając przy tym hołd Odyseji Kosmicznej kubricka (zresztą ulubionego filmu reżysera). od tego momentu zaczyna się niejako drugi okres w twórczości noego, który można by nazwać okresem psychedelicznym, tripowym, tykowym. ten okres kończy się tą samą sceną hołdu dla kubricka powtórzoną w tym samym filmie, ale z przebiegiem zdarzeń ułożonym w kolejności chronologicznej: to poddana nieodwracalnie integralnej konwersji Irreversible Inversion Integrale z 2020 roku. oczywiście szczytem, kamieniem milowym, niedosięgalnym dla innych po dziś dzień pickiem i opus magnum tego typu estetyki wciąż pozostaje dla mnie Enter The Void - być może, poppintomie, to jest właśnie film, którego szukasz, jako iż znaleźć tam można wszystko i rzecz wszelką, cały świat i okolice. to total, to totart, to total totart, czyli, mówiąc brutalnie, totalny R02PI3Rd0L w krainie owiec po którym wszelakiej maści filmy narkotyczne i epilepsyjne nigdy już nie będą takie same. a również Climax, trochę wprawdzie pomniejszy kaliber, ale mocno zbliżony do Lux proponuje, dla odmiany, wizję tej strony xiężyca, której zwykle nie widać - zwanego bad tripa - ciemniejszą, za to nieco bardziej przystępną i skondensowaną, mniej chaotyczną właśnie, osobliwie pochylając się nad ofiarami zombiastycznie paranoicznej perspektywy, zaburzonej percepcji, zwichrowanej optyki.

co przyniesie okres trzeci tej twórczości - póki co nie wiadomo. przypuszczam, że coś trzymającego się ziemi, względnie realistycznego, tak zwanego normalnego, najlepiej na plaży, ale to tylko moje osobiste przypuszczenie. w każdym razie tak mi się to jakoś jawi siłą naturalnej konsekwencji, bo konsekwencja w twórczości własnej to poważna sprawa, a noe jest autorem poważnym. poza tym owo tripowanie, jako się rzekło, jest już doszczętnie wyeksploatowane. z tego haju trzeba w końcu zejść..

anyway - bo trochę odbiegamy od tematu - jest to filmowy ekwiwalent psychodelii jako się rzekło, przeto jedyną w zasadzie racjonalną reakcją na ten napalm, na ten zmysłów zalew będzie: dać się unieść, ponieść, nie opierać się, odpuścić kontrolę albo potrzebę zrozumienia czegokolwiek (znamienne, że ja film oglądałem bez napisów, nie znając języka francuskiego, w wersji oryginalnej i dość zamglonym stanie, bo czasem trzeba do tego wszystkiego jakiegoś elementu baśniowego wprowadzić, w ów czas nieco bardziej się udziela), poddać się, oddać się, słowem: spróbować poserfować trochę na tej wielkiej fali ryczącego tao, który ów serwuje. najwyraźniej mamy po prostu trochę inne rzeczy w głowie, ja to zrobiłem, ty być może nie, nie wiem.. najwyraźniej innych rzeczy w kinie szukamy po prostu, albo inaczej: szukamy tego samego, czyli wspomnianego piękna jak mniemam, ale gdzie indziej je znajdujemy. a przekładając to na dyskurs doświadczenia psychodelicznego: albo miałeś bad tripa, ergo krytykujesz albo nic nie poczułeś, ergo jesteś zbyt zaprawiony w bojach, potrzebujesz zarzucić więcej niż dostałeś albo zmienić towar. i nie ma tu o czym dissputować właściwie. po prostu różni ludzie mają różne wyobrażenia tak zwanego piękna, które samo najprawdopodobniej leży w oku samego patrzącego i nie należy nad tym zanadto wydziwiać.. na jakimś innym forum, pod jakimś innym filmem, w innych okolicznościach przyrody i warunkach pogodowych zapewne przyjęlibyśmy role odwrotne: ty płynąłbyś na własnym skojarzeniowym haju w aurze radosnego świętowania, podczas gdy ja niebezpiecznie powstrzymując się przed już to co i rusz to mocniejszym zapędom dociskiwania ad personam wymyślałbym tobie od bełkotów i frazesów tańcząc na twoim grobie pod tym wielkim dachem nieba, które ciągle tchnie spokojem.. tymczasem pozdrawiam i wyzdrawiam was chłopaki najmocniej jak tylko mogę:)

Westernik

Grafomania pierwsza klasa. Jakby sam Gaspar Noé to napisał.

ocenił(a) film na 10
Niepoprawny_Romantyk

gafpar noe grasomanem? gdzieś ty oglądał filmy, w szpitalu w leśnej górze?;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones